Sylwester na wrocławskim Rynku to przez wiele lat tradycja
Choć ostatnio już nie kultywowana ze względów na oszczędności. Zapraszamy Was w podróż w czasie do pierwszego sylwestra we wrocławskim rynku.
Początki były znacznie skromniejsze niż imprezy, które mogliśmy podziwiać w późniejszych latach. Bo choć zabawa na wrocławskim Rynku była pokazywana w telewizji, to nie była gwoździem sylwestrowego programu TVP 2. Scena była skromniejsza, a organizatorzy zapraszali przede wszystkim wrocławskich wykonawców.
Prof. Edward Czapiewski, wrocławski historyk, w 1991 roku wiceprzewodniczący wrocławskiej Rady Miejskiej, oczywiście wybrał się na sylwestra na wrocławski Rynek. – Poszliśmy we czwórkę: z Lotharem Herbstem i naszymi małżonkami – opowiada. – I muszę powiedzieć, że wrażenie było trochę dziwne. Pamiętam przede wszystkim, że szliśmy po tłuczonym szkle. Prawdopodobnie z butelek, bo przecież nie kieliszków.
Zresztą ten właśnie brak organizacji, dywan ze szkła pokrywający Rynek i okolice, spowodowały później burzliwe dyskusje i krytykę sylwestra. Jednak okazało się, że większość pokochała sylwestrową zabawę w Rynku i pomimo krótkiej przerwy, tradycja wspólnego witania Nowego Roku przetrwała do dzisiaj.
Jak wyglądał pierwszy sylwester na wrocławskim Rynku?
Stanisław Szelc obserwował go ze sceny, gdzie stał razem z kolegami z kabaretu Elita. Byli wszyscy, łącznie z Andrzejem Waligórskim, nie przyszła jedynie Ewa Szumańska, która unikała takich imprez. – Na scenie występowała świetna orkiestra jazzowa z Ukrainy lub Rosji – opowiada Szelc. – Rosjanie wlewali spirytus do... instrumentów dętych – wspomina. – Żeby nie zamarzły. I śmieje się, że po raz pierwszy wtedy widział Rosjan wlewających spirytus nie w siebie.
Przed dwunastą, kiedy na scenie pokazał się prezydent Bogdan Zdrojewski, wszystkim wręczono butelki z szampanem. – Zdrojewski, delikatny człowiek, zapytał: „I co ja mam z tym zrobić?” – mówi Szelc. – Więc mu odpowiedziałem: „Wal pan z dzioba, będą pana za to kochać”.
Prof. Czapiewski mówi, że tak naprawdę nie wie, kto występował, czy prezydent Zdrojewski składał życzenia. – Tłok był taki, że z trudem doszliśmy do Rynku od strony placu Solnego – wspomina. – Tłum był taki, że dalej się nie dało. A w tych, biednych jeszcze czasach scena była znacznie mniejsza i gorzej oświetlona. Nie byliśmy w stanie zobaczyć, co się na niej działo.
Przez fajerwerki ryku we Wrocławiu wyleciały szyby!
Paweł Skrzywanek, który w 1991 roku był dyrektorem wydziału kultury urzędu wojewódzkiego, pamięta, że do Rynku przyjechał służbowo – w smokingu, prosto z balu. Wezwano go, kiedy wybuchły fajerwerki sprzedawane z samochodu zaparkowanego przy ulicy Świdnickiej. Ranny został uczeń szkoły podstawowej, a w niektórych z mieszkań przy tej ulicy wyleciały szyby. Ten wybuch uzmysłowił wszystkim, że trzeba wprowadzić ograniczenia w handlu fajerwerkami.
Zobacz też
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?